Ewangelia Tomasza

Rzekł Jezus uczniom swoim:

Porównajcie i powiedzcie mi, kogo przypominam?

Powiedział Mu Szymon Piotr:

Jesteś podobny do sprawiedliwego anioła.

Powiedział Mu Mateusz:

Jesteś podobny do człowieka, który miłuje wiedzę i jest rozumny.

Powiedział Mu Tomasz:

Nauczycielu, moje usta nie ujmą zupełnie tego, aby powiedzieć, do kogo jesteś podobny.

Rzekł Jezus:

Nie jestem twoim nauczycielem, albowiem wypiłeś i napoiłeś się ze źródła kipiącego, które ja odmierzyłem.

I wziął go i odwrócił się, i powiedział mu trzy słowa. Gdy zaś Tomasz przyszedł do swych przyjaciół, zapytali go:

Co ci Jezus powiedział? Rzekł im Tomasz:

Jeśli wam powiem jedno ze słów, które mi powiedział, podniesiecie kamienie, aby rzucić we mnie, a ogień wyjdzie z kamieni, aby was spalić.

Ukrywasz siebie przez całe życie. Stale próbujesz żyć fałszywie, nieautentycznie. Żyjesz w kłamstwach, a ten człowiek przejrzy cię. Przed nim staniesz się drżącym liściem, wyjdzie na jaw prawda o tobie, nie zachowasz swego fałszywego wizerunku. On będzie twoją katastrofą. Dlatego tylko bardzo odważni ludzie mogą zbliżyć się do Jezusa. By zbliżyć się do kogoś takiego, jak Jezus, potrzeba największej odwagi. Musisz być gotów skoczyć w otchłań, zatracić siebie.

Jezus to twoja przyszłość. Ty jesteś nasionem, on jest drzewem, osiągnął rozkwit. Uciekając przed nim, uciekasz przed swą najwyższą możliwością.

Szczęście nie może być celem, osiąga się je automatycznie, nie musisz się o to martwić. Jest skutkiem ubocznym, ot, dbasz o drzewo, pojawiają się kwiaty. Nie musisz troszczyć się o kwiaty. Jeśli to robisz, przegapiasz cały sens. Jeśli dbasz o drzewo, kwiaty pojawią się w swoim czasie, nie musisz się o nie martwić, nie musisz nawet o nich myśleć. Znasz to ze swego zwyczajnego życia, ale nigdy nie czynisz tego głębokim doświadczeniem. Kiedy jesteś szczęśliwy… Na pewno miałeś kilka szczęśliwych chwil, trudno znaleźć kogoś, kto nigdy nie zaznał szczęścia. Gdybyś nigdy nie zasmakował szczęścia, nie mógłbyś go poszukiwać. Po co miałbyś szukać szczęścia? Jak miałbyś obrać je za cel, w ogóle go nie znając? Zasmakowałeś go. Było to chwilowe, przebłysk, potem znowu nastala ciemność. Przebłysk, a potem znowu cierpienie. Ranek pojawia się tylko na chwilę, potem znów przychodzi północ. Zaznałeś szczęścia, ale nigdy w nie nie wszedłeś. Dlaczego? Spróbuj w nie wejść.

Archimedes szukał prawdy naukowej. Pracował, eksperymentował, wiele dni myślał. Zapomniał siebie. Pewnego dnia leżał w wannie i to się zdarzyło – zrozumiał. Był nagi, ale zapomniał o tym. Gdy jesteś szczęśliwy, zapominasz siebie. Jeśli nie potrafisz zapomnieć siebie, nie jesteś szczęśliwy. Szczęście oznacza, że przestajesz istnieć, przytrafia się tylko wtedy, gdy ciebie nie ma. Problem rozwiązany, napięcie znikło. Archimedes wybiegł na ulicę, krzycząc: „Eureka, znalazłem!” Ludzie myśleli, że zwariował. Zawsze odnosili się do niego podejrzliwie, więc uznali, że ich podejrzenia właśnie się potwierdziły. Byli pewni, że nadmiar myślenia szkodzi, Archimedes myślał zbyt wiele. Teraz oszalał i krzyczał. Co się stało? Jakże uszczęśliwiony był Archimedes w tej chwili! To nie była najwyższa prawda, zwyczajny problem. Teraz jest zwyczajny… Po odkryciu, naukowe prawdy stają się zwyczajne, ogólnie znane. W chwili rozwiązania problemu, Archimedes pozbył się całego napięcia i był tak szczęśliwy, w takiej ekstazie, że zapomniał siebie. Pierwszą sprawą jest więc to, że gdy czujesz się szczęśliwy, wynika to z poszukiwania czegoś innego, nie szczęścia. Szukając szczęścia bezpośrednio, przegapisz je na wieki. Szczęście jest skutkiem ubocznym, zajmujesz się poszukiwaniem czegoś innego i w końcu to znajdujesz. Twoje odkrycie daje ci wielkie spełnienie, znika cały wysiłek, odchodzi napięcie. Jesteś odprężony, spokojny, czujesz się przepełniony szczęściem. Szczęście jest skutkiem ubocznym. Druga ważna sprawa: jeśli szukasz szczęścia, jak możesz zatracić siebie? Poszukujący nigdy nie zatraca siebie, ego pozostaje, jesteś punktem odniesienia. Gdy przytrafia się szczęście, ciebie nie ma. Wspomnij swoje szczęśliwe chwile, nie było cię wtedy. Moglo to zdarzyć się w głębokiej miłości, przy jakimś odkryciu, a nawet wtedy, gdy grałeś w karty… tak bardzo zatraciłeś się… nagle jest!

Tylko wtedy, gdy poszukujesz prawdy, zbliżasz się do Jezusa, Buddy, Zaratustry, w przeciwnym razie zawsze pozostajesz w oddaleniu. Będąc przy nich z jakiegokolwiek innego powodu, jesteś blisko fizycznie, ale pod względem duchowym jesteś bardzo daleko. Dzieli was rozległa przestrzeń.

Rzekł Jezus uczniom swoim:

Porównajcie i powiedzcie mi, kogo przypominam?

Dlaczego Jezus zadał to pytanie? Czy nie wie, kim jest? Musi o to pytać uczniów? Dlaczego chce dowiedzieć się od uczniów, kim jest? Ich słowa wskażą powód, dla którego są blisko Jezusa. Tworzysz obraz mistrza zgodnie ze swoim pragnieniem. Jeśli przychodzisz do Jezusa dlatego, że jesteś chory, widzisz w nim uzdrowiciela. Patrzysz przez pryzmat swoich pragnień, dokonujesz projekcji. Jeśli jesteś przy Jezusie dlatego, że poszukujesz władzy, widzisz w nim kogoś wszechmogącego, najpotężniejszego, bo może dać to tobie tylko wtedy, gdy jest najpotężniejszy. Jeśli szukasz nieśmiertelności, jeśli boisz się śmierci, twoje wyobrażenie Jezusa pokaże to poszukiwanie. Dlaczego Jezus zapytał o to uczniów? Zrobił to, by dowiedzieć się, jakich dokonują projekcji. Jeśli dokonujesz jakiejkolwiek projekcji, przegapiasz, bo aby poznać Jezusa czy Buddę, potrzebne są oczy niedokonujące projekcji. Nie dokonuj żadnych projekcji, tylko patrz na fakt. Jezus jest faktem, najbardziej żywym faktem, jaki jest możliwy. Patrz na Jezusa bezpośrednio. Nie wnoś pomiędzy was swojego pragnienia. Nie czyń Jezusa ekranem, bo wtedy zobaczysz tylko odzwierciedlenie własnego pragnienia.

Rzekł Jezus uczniom swoim:

Porównajcie i powiedzcie mi, kogo przypominam?

Powiedział Mu Szymon Piotr:

Jesteś podobny do sprawiedliwego anioła.

Człowiek ten musiał być moralistą, purytaninem. Musiał czuć się winny z powodu swojej niemoralności, ponieważ to, co mówisz o innych ludziach, nigdy nie mówi niczego o nich, po prostu mówi coś o tobie. Gdy dokonujesz jakiegoś osądu, osąd ten nie dotyczy innych, odnosi się do ciebie.



Jezus wciąż powtarza: „Nie sądźcie!”, ponieważ wszystkie twoje osądy będą niewłaściwe – ty w nich będziesz. Złodzieja uznajesz za grzesznika. Dlaczego? Dlatego, że jesteś bardzo przywiązany do swej własności. Osąd ten nie mówi niczego o złodzieju, tylko pokazuje twoją zaborczość.

Pewien Anglik trafił po śmierci do piekła. Diabeł zapytał:

– Które piekło ci odpowiada? Mamy tu piekła wszelkiego rodzaju, angielskie, niemieckie, chińskie, rosyjskie, hinduskie… – Oczywiście hinduskie – odparł Anglik. – Wyglądasz na Anglika – rzekł zdziwiony Diabeł. Dlaczego wybierasz hinduskie piekło?

Jestem Anglikiem – odpowiedział mężczyzna. Byłem w Indiach, wiem, że w hinduskim piekle ogrzewanie nie będzie działać.

Twój umysł gromadzi doświadczenia. Cokolwiek mówisz o piekle, niebie, innych ludziach, mówi o twoich przeżyciach. Każde słowo, które wypowiadasz, odzwierciedla ciebie.

Tam, gdzie jest piękno, jest seks. Całe życie jest zjawiskiem seksualnym. Co możesz zrobić? Możesz to odrzucić, to twój wybór. Gdy coś odrzucasz, czujesz się winny, bo stłumienie w głębi zostaje. Nie możesz być szczęśliwy mając poczucie winy, nie możesz tańczyć. Poczucie winy paraliżuje cię. Gdziekolwiek idziesz, nie możesz się śmiać ani wejść w ekstazę, bo zawsze boisz się tego, co stłumione. Jeśli zaczniesz tańczyć, śpiewać, poczujesz się błogo, co stanie się ze stłumieniem? Może wypłynąć na powierzchnię, dlatego musisz stale pilnować. Stajesz się stróżem, a nie panem swojego życia, nie możesz się nim cieszyć. Życie staje się ohydne, ponieważ jest konflikt, ciągły konflikt. Marnujesz swą energię na wewnętrzną walkę. Człowiek, który w jakiś sposób stłumił własne istnienie, zawsze będzie patrzył na innych potępiającym wzrokiem, to pewne. Bardzo trudno jest żyć z moralistą, bo jego wzrok stale cię potępia. Jesteś zły, bo pijesz herbatę. Pijesz herbatę? Pójdziesz do piekła, nie możesz pić herbaty. Cokolwiek daje ci jakąś przyjemność… W ashramie Gandhiego nie pozwalano smakować jedzenia. Aswad, brak smaku, stanowił jedną z zasad. Można było jeść, ale tak, by nie odczuwać smaku. Dlaczego masz być przeciwny smakowi? Ponieważ smak jest przyjemnością, a święci są przeciwni przyjemności. Nie znajdziesz uśmiechniętego świętego, to niemożliwe. Święty wygląda smutno, sprawia wrażenie, że stale potępia siebie i innych. Całe jego życie jest chore, nie może być szczęśliwy. Szymon Piotr jest symbolem. Powiedział do Jezusa: Jesteś podobny do sprawiedliwego anioła. Mówi przez to: „Przyszedłem do ciebie, ponieważ jesteś czysty, narodziłeś się z dziewicy, nigdy nie byłeś żonaty, nigdy nie cieszyłeś się życiem, nigdy nie żyłeś. Jesteś czysty, dlatego widzę w tobie anioła.”

Powiedział Mu Mateusz:

Jesteś podobny do człowieka, który miłuje wiedzę i jest rozumny.

Mateusz nie szuka moralności, szuka wiedzy, jest bardziej naukowy. Jezus wygląda na kogoś rozumnego, Mateusz myśli, że może zyskać od niego wskazówki dotyczące tajemnicy życia: „Ten człowiek coś wie. Mogę wziąć od niego trochę informacji.”

Gdy przychodzisz do Jezusa albo kogoś mu podobnego, nie przychodź po wiedzę. Jezus zdaje się być człowiekiem pełnym wiedzy, bo wszystko co mówi uderza bezpośrednio, brzmi prawdziwie. Jego słowa są bardzo znaczące, ale ty zbyt wiele uwagi zwracasz na słowa, nie zwracasz uwagi na jego istnienie. Mateusz jest punditem, uczonym. Szuka reguł, teorii, systemów, filozofii. Jeśli przychodzisz do Jezusa z takim umysłem, przegapisz go, bo Jezus nie jest człowiekiem wiedzy, jest człowiekiem istnienia. Co to za różnica? Wiedza jest powierzchowna, zapożyczona, martwa. Ten człowiek jest żywy, absolutnie żywy. Nie zapożyczył niczego od nikogo, urzeczywistnił siebie. Może podzielić się z tobą swym istnieniem, dlatego jesteś głupi, jeśli bierzesz od niego tylko słowa. Te słowa można wziąć z książek, nie musiałeś iść do Jezusa. Biblioteka byłaby lepsza, jest tam więcej wiedzy, gromadzonej od wieków. Przychodzisz do kogoś, przy kim istnienie mogło ugasić pragnienie, a ty tylko zabierasz słowa. Przychodzisz do króla, który mówi: „Proś, a będzie ci dane”, a ty prosisz tylko o kawałek chleba i zadowolony odchodzisz. U twych stóp było całe królestwo, wystarczyło tylko poprosić, a ty gromadzisz słowa, uczysz się teorii, stajesz się teologiem. Mateusz jest głównym teologiem dla chrześcijan. Kościół zaangażował się w dwie sprawy, które tu wspominamy. Szymon Piotr stał się podstawą kościelnej moralności, antyseksualności, Mateusz stał się podstawą teologii. Chrześcijaństwo zajmuje się tymi dwoma sprawami, wcale nie zajmuje się Chrystusem. Koncentruje się na moralności, na tym, co jest dobre, co złe, oraz na teologii, na teoriach o Bogu. Teologia jest teoriami o Bogu, a o Bogu nie może być żadnej teorii. Bóg nie jest teorią, nie jest hipotezą, którą można udowodnić albo obalić, nie możesz o nim argumentować. Gdy Jezus chodził po ziemi, mogłeś spotkać Boga. Bóg tutaj był, wniknął w tego człowieka, ale poszukiwanie wiedzy jest przeszkodą. Nie powinieneś pytać Jezusa o wiedzę, powinieneś pytać go o istnienie. Gromadzenie wiedzy jest łatwe, bo nie wymaga od ciebie przemiany. Tylko słuchasz słów i je gromadzisz, w żaden sposób nie musisz się zmieniać. Jeśli pytasz o istnienie, musisz być cichy, musisz być w głębokiej medytacji, musisz stać się samą ciszą, obecnością. Tylko wtedy Jezus będzie mógł wlać w ciebie swoje istnienie.

Powiedział Mu Mateusz:

Jesteś podobny do człowieka, który mituje wiedzę i jest rozumny.

Jezus nie jest człowiekiem miłującym wiedzę, mędrcem. Jest mądrością, ale nie mędrcem. Możesz być mądry, nie będąc oświeconym. Konfucjusz był mędrcem, ale nie oświeconym. Manu był mędrcem, ale nie oświeconym. Budda, Lao Tzu byli oświeceni, ich mądrość pochodzi z zupełnie innego źródła. Dotarli do centrum życia, poznali. Ich wiedza nie przyszła przez intelekt, przyszła z istnienia. Dlatego nazywam Jezusa człowiekiem istnienia, a nie wiedzy. Możesz zyskać mądrość z doświadczenia. Każdy człowiek w starszym wieku jest mądry. Nawet głupiec staje się mądry. Mówi się, że trwając w głupocie, w końcu staniesz się mądry. Tylko czas może dać mądrość, przejście przez życie, popełnianie błędów, błądzenie, wracanie. Gromadzisz wiele doświadczeń i stajesz się mądry. Jezus nie jest mądry w tym sensie, nie był stary, miał tylko 30 lat, był bardzo młody, nie miał wielu życiowych doświadczeń. Poznał jednak coś, co jest podstawą życia. Nie żył na gałęziach drzewa życia, dotarł do korzeni. To zupełnie coś innego, Mateusz to przegapił. Robił zapiski, gromadził wszystko, co mówił Jezus. Stworzył z tego ewangelię, teorie. Obaj ci ludzie przegapili Jezusa całkowicie. Trzeci z uczniów, Tomasz, który przekazał te nauki, był uczniem najbliższym Jezusowi. Zapiski Tomasza nie zostały zawarte w Biblii, ponieważ Jezus i jego najbliżsi uczniowie musieli zostać pominięci – są niebezpieczni.

Powiedział Mu Tomasz:

Nauczycielu, moje usta nie ujmą zupełnie tego, aby powiedzieć, do kogo jesteś podobny.

„Nie da się tego powiedzieć. Jesteś tak wieloma rzeczami i jesteś obecny tak bardzo, jesteś tak przepełniony, wielowymiarowy, że moje usta nie zdołają tego wyrazić. Nie potrafię nic powiedzieć, słowa to za mało. Nie można porównać cię do kogokolwiek, jesteś nieporównywalny. Cokolwiek powiem, będzie niewłaściwe, bo będzie niewystarczające. Słowa są ograniczone, a ty jesteś bezkresny!” Tomasz zbliżył się do Jezusa najbardziej, ale nawet najbliższe znajduje się daleko, pozostaje dystans.

Istnieje podobna historia o Bodhidharmie, który przez 9 lat przebywał w Chinach. Nauczał, wielu ludzi medytowało, zbliżało się do niego coraz bardziej, a gdy opuszczał Chiny, poprosił czterech uczniów, by powiedzieli coś o dharmie, o prawdzie. Pierwsi trzej przypominali tych trzech uczniów Jezusa: Szymona Piotra, człowieka moralności, najbardziej powierzchownego, Mateusza, człowieka poszukującego wiedzy, nieco głębszego od Szymona Piotra, ale wciąż znajdującego się bardzo daleko, oraz Tomasza, który stwierdził: „Nic nie mogę powiedzieć.” Bodhidharma miał więcej szczęścia niż Jezus. Był przy nim czwarty uczeń, który pozostał naprawdę cichy. Nie powiedział nawet, że nic nie może powiedzieć. Gdy mówisz coś takiego, coś jednak wyrazasz. Czwarty uczeń pozostał absolutnie cichy. Spojrzał w oczy Bodhidharmie i padł do jego stóp, a Bodhidharma rzekł: „Jeden ma me kości, drugi ma moje ciało, trzeci ma moją krew, ty jesteś moim szpikiem kostnym.” Ten czwarty uczeń nie powiedział nawet tyle, co Tomasz. Zbliżył się najbardziej, stał się szpikiem kostnym.

W żydowskiej kulturze istnieli prorocy, ale nie mędrcy tacy, jak Lao Tzu i Chuang Tzu. Istnieli święci, dlatego pojawił się Szymon Piotr. Istnieli moraliści, bo Mojżesz uczynił moralność podstawą żydowskiej kultury – tą podstawą jest dziesięć przykazań. Byli ludzie podobni do Szymona Piotra. Nic nie istnieje bez przyczyny, tradycji. Szymon Piotr nie jest przypadkiem, ciągnie się za nim długa historia. Najgłębszą przyczyną, źródłem, z którego pochodzi Szymon Piotr, jest Mojżesz: dziesięć przykazań, moralne nastawienie do świata i życia. Nie było jednak nikogo podobnego do Lao Tzu, który powiada: „Wszystkie rozróżnienia są fałszywe. Gdy mówisz, że coś jest dobre, a coś złe, dzielisz życie, zabijasz je.” Lao Tzu popierał całość, nie podziały. Bodhidharma miał szczęście, dlatego miał czterech uczniów, nie trzech. W żydowskiej kulturze co najwyżej Tomasz był możliwy. Przyjrzyj się Tomaszowi, temu, co mówi, bo to jeden z podstawowych problemów. Niektórzy twierdzą, że nic nie można powiedzieć o Bogu, ale jednak coś przez to mówią. Nawet jeśli tak mówisz, coś powiedziałeś. Jeśli masz rację, że nic nie można powiedzieć, popełniasz błąd, bo nawet tego nie należy wypowiadać, należy zachować całkowite milczenie. Stworzyłeś dylemat. Z jednej strony mówisz, że nic nie można powiedzieć, ale jeśli tyle można powiedzieć, dlaczego nie trochę więcej? W czym problem? Jeśli jakiekolwiek stwierdzenie jest możliwe, zawsze można je rozwinąć. Dlatego Budda pozostał absolutnie cichy. Nie powiedział nawet, że nic nie można powiedzieć o Bogu. Zapytasz o Boga, a on będzie mówił o czymś innym, nie będzie słuchał, zmieni temat – jakbyś nie pytał o Boga. Nie powie nawet tego, że nic nie można powiedzieć, bo jest to absurd. Po co to mówisz? Nawet poprzez zaprzeczenie wskazujemy na coś. Nie tylko pozytywne stwierdzenie jest stwierdzeniem, negatywne także nim jest. Twierdzisz, że Bóg nie ma formy. Co masz na myśli? Spotkałeś go? Poznałeś go tak całkowicie, że możesz powiedzieć, iż nie ma formy? Jeśli poznałeś go całkowicie, to znaczy, że Bóg ma formę. Inny przyklad… mówisz, że nie można zmierzyć oceanu, jest on tak głęboki, iż żaden pomiar nie jest możliwy. Są tylko dwie możliwości. Albo go zmierzyłeś… bo tylko wtedy możesz powiedzieć, że jest tak głęboki, że nie da się go zmierzyć… albo go nie zmierzyłeś, ale jak wtedy możesz twierdzić, że pomiar jest niemożliwy? Nawet głębia jest mierzalna. Jakkolwiek by nie była głęboka, można ją zmierzyć. Gdy mówisz, że Bóg nie ma formy, czy to oznacza, że dotarłeś do jego granic i widziałeś, że forma nie istnieje? Jeśli dotarłeś do granic Boga, świadczy to o tym, że Bóg ma formę. A jeśli nie dotarłeś do tych granic, nie mów, że jest bezforemny, bo może mieć formę. Przekonasz się o tym tylko wtedy, gdy dotrzesz do jego granic. Dlatego ci, którzy naprawdę natknęli się na Boga, którzy wpadli w niego, nie powiedzą nic, nawet tego, bo stanowi to sprzeczność.

Jeden z najbardziej inteligentnych logików XX wieku, Wittgenstein, powiedział coś bardzo pięknego. W swojej książce Tractatus Logico Philosophicus zawarł wiele wspaniałych stwierdzeń. Oto najlepsze: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć. Jeśli czegoś nie można ująć w słowa, należy pozostać w milczeniu.” Tomasz zbliżył się do Jezusa najbardziej, ale dystans został. Tomasz wciąż starał się coś powiedzieć, wyrazić niewyrażalne.

Rinzai poprosił swego głównego ucznia, by powiedział coś o prawdzie. Co wtedy zrobił ten uczeń? Uderzył mistrza w twarz. Mistrz zaśmiał się i rzekł: „Racja, zrobiłeś dobrze, bo jak można odpowiedzieć, kiedy samo pytanie jest niewłaściwe?” Ten mistrz miał najwięcej szczęścia. Jak możesz odpowiedzieć, gdy pytanie jest niewłaściwe? Swoim czynem uczeń wyraził: „Nie bądź głupi, nie prowadź gierek, nie wprowadzaj mnie w zastanowienie, w nonsens. Jeśli odpowiem, będzie to błędne, brak odpowiedzi będzie nie na miejscu, bo pytanie zadał mistrz. Jeśli odpowiem, będzie to błędne, bo natura prawdy jest taka, że nie można jej wyrazić. Jeżeli nie odpowiem, będzie to niegrzeczne, pytanie zadał mistrz, trzeba odpowiedzieć.” Policzkując mistrza, właśnie to powiedział. Rinzai zaśmiał się: „Dobrze! Gdy uczeń potrafi uderzyć mistrza, sam staje się mistrzem. Teraz możesz iść i nauczać innych.”

Kłamstwa są piękne, bo nie wymagają przemiany. W razie potrzeby zmieniasz kłamstwo i już. Kłamstwo jest bardzo wygodne, leży na tobie jak ulał. Nigdy nie zmusza cię, byś się zmienił, możesz pozostać taki, jaki jesteś. Kłamstwo zawsze jest z tobą, nigdy przeciwko tobie. A prawda… prawda niczym się nie przejmuje, jeśli chcesz być prawdziwy, musisz się zmienić. Prawdy nie można wymyślić, trzeba ją odkryć. Człowiek żyje w kłamstwach właśnie dlatego, że może je wymyślać.

Każdy kraj ma swoje kłamstwa, każda rasa, każda religia, kościół, świątynia, gurudwara… Kłamstwa są bardzo wygodne, przywierają do ciebie, chronią cię przed prawdą. Jeśli ktoś głosi prawdę, rzucasz w niego kamieniami, bo jeśli on ma rację, to znaczy, że całe twoje życie jest fałszywe. Bardzo trudno to sobie uświadomić, bo przecież włożyłeś w swoje życie tak wiele… Masz tylko swoje sny, kłamstwa, a tu nagle pojawia się ktoś, kto rzuca prawdę…

Każdy kraj ma swoje kłamstwa, każda rasa, każda religia, kościół, świątynia, gurudwara… Kłamstwa są bardzo wygodne, przywierają do ciebie, chronią cię przed prawdą. Jeśli ktoś głosi prawdę, rzucasz w niego kamieniami, bo jeśli on ma rację, to znaczy, że całe twoje życie jest fałszywe. Bardzo trudno to sobie uświadomić, bo przecież włożyłeś w swoje życie tak wiele… Masz tylko swoje sny, kłamstwa, a tu nagle pojawia się ktoś, kto rzuca prawdę…

Psycholodzy doszli do wniosku, że człowiek nie potrafi żyć bez kłamstw. Mają rację w odniesieniu do 99% ludzi, pozostały jeden procent to wyjątki. Freud, Jung i Adler, trzej wielcy badacze ludzkiego umysłu, są absolutnie zgodni w tej jednej kwestii. Człowiek taki, jaki jest, nie potrafi żyć bez kłamstw, potrzebuje ich. Kłamstwa są tak potrzebne jak jedzenie, nawet potrzebniejsze. Bez jedzenia możesz przeżyć trzy miesiące, ale bez kłamstw nie wytrzymasz nawet trzech sekund, zupełnie jak z oddychaniem.

Indie to najbardziej tchórzliwy kraj na Ziemi. Gdyby tak nie było, jak tak duży kraj mógłby stać się niewolnikiem na setki lat? I to niewolnikiem tak nielicznego narodu, jak Anglicy. Zniewolenie 500 milionów ludzi przez 30 milionów wygląda niedorzecznie. Obojetne, kto tu się pojawił, Hunowie, Mogołowie, Turcy, Anglicy, Indie zawsze były gotowe stać się niewolnikiem. Skąd tyle tchórzostwa? A to ci ludzie „poznali ja”, mówią, że mają wiedzę o źródle i że poznali nieśmiertelność duszy. Jeśli dusza jest nieśmiertelna, jak możesz być tchórzem? Jeśli wiesz, że dusza jest nieśmiertelna, nikt nie będzie odważniejszy od ciebie. Nawet jeśli ktoś będzie cię mordował, nie będziesz się bać, bo nic nie umrze. Hindusi tak się nie zachowują, zachowują się wręcz odwrotnie, są największymi tchórzami. Dlatego, że są tchórzami, ukrywają swoje tchórzostwo w filozofii o nieśmiertelności duszy. Ta nieśmiertelność nie jest ich poznaniem. Budda poznał, Yagnavalkya poznał, lecz nie jest to czymś, co można przekazać. Samopoznanie pozostaje osobiste. Nie może posiąść go żaden kraj, nie może stać się ono dziedzictwem, nie jest tradycją. Gdy jakiś człowiek poznaje, wraz z jego śmiercią to poznanie znika ze świata. Trzeba osiągać je raz po raz, nie można go posiąść. Ten kraj jest tchórzliwy, ale Hindusi mają piękną teorię. Tak bardzo boją się śmierci, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Nawet Everest musieli zdobyć obcokrajowcy. Hindusi nie zajmują się takimi sprawami: „Po co ci ta głupota? Po co chcesz tam iść? Narażać się na niebezpieczeństwo?” Hindusi boją się niebezpieczeństwa, nie pójdą tam, gdzie jest niebezpiecznie. I oni myślą, że znają nieśmiertelność duszy. To kłamstwo. To nie znaczy, że nie jest to prawdą. Jest to kłamstwo dla ciebie, dzięki niemu chronisz swoje tchórzostwo.

Indie są niesamowite, zobacz to. Nigdzie w świecie nie ma tak chciwych i skąpych ludzi. To oni nazywają świat materialistycznym, piękna sztuczka umysłu. Siebie uznają za uduchowionych, resztę świata za materialistów. Gdy widzą kogoś z Zachodu, mówią „materialista”. Nie ma człowieka bardziej materialistycznego od Hindusa. Żyje on dla pieniędzy, chce mieć. Nie potrafi niczego dać, zapomniał, jak się daje, wszystkiego trzyma się kurczowo. Świat nazywa materialistycznym, siebie uznaje za duchowego. Kłamstwo, wierutne kłamstwo, ale powtarzane tyle razy, że wydaje się być prawdą.

Zachłanny człowiek może wyrzec się świata, może stać się nagi, by przekonać siebie, że nie jest zachłanny. To na nic, to kłamstwo. Zrzucając ubranie i wychodząc z domu nie pozbędziesz się zachłanności, bo zachłanność nie jest czymś zewnętrznym. Nie jest częścią domu, nie jest częścią twoich skarbów, jest częścią ciebie. Gdziekolwiek pójdziesz, nago czy w ubraniach, nie ma to znaczenia. Zachłanność próbuje ukryć siebie popadając w przesadę, wchodząc w przeciwną skrajność, wyrzekając się.

Kto nie jest zachłanny, niczego się nie wyrzeknie, bo nie potrzebuje przesady. Kto nie jest tchórzliwy, nie będzie wykazywać się tak zwanym męstwem, bo nie potrzebuje przesady. Kto poznał swoje istnienie, nie będzie ani w jednej skrajności, ani w drugiej. Będzie zrównoważony, jego życie będzie równowagą.

Co zrobi Budda, gdy zobaczy na drodze węża? Zejdzie na bok. Jak go nazwiesz, tchórzem czy odważnym? Budda jest człowiekiem wrażliwym, człowiekiem zrozumienia. Tobie spodobałby się ktoś, kto nie przejmowałby się wężem i szedłby dalej nawet wtedy, gdyby wąż go ukąsił, nazwiesz go wtedy odważnym. A on jest głupi, nie odważny. W głębi siebie musi być tchórzem, idzie dalej tylko po to, by ukryć swoje tchórzostwo. Widząc Buddę ustępującego wężowi, pomyślisz, że jest tchórzem. Tak nie jest. Wężowi trzeba zejść z drogi, to prosta inteligencja. Myślisz, że jesteś odważny, stojąc na środku jezdni, choć ludzie trąbią na ciebie? Jesteś po prostu głupi! Kogo chcesz przekonać, nie ustępując? Chcesz przekonać siebie, że jesteś odważny. Człowiek zrozumienia nigdy nie wchodzi w przeciwieństwo, żyje ze zrozumieniem. Zawsze odpowiada ze swojej uważności, nie jest ani odważny, ani tchórzliwy. Ty jesteś albo tchórzliwy, albo odważny, ale kryje się w tym drugi aspekt: w niektórych sytuacjach nawet tchórzliwy człowiek staje się odważny, i odwrotnie. Przyjrzyj się temu: gdy najodważniejszy mężczyzna wraca do domu, staje się tchórzem. Nawet Napoleon przed Józefiną jest tchórzem. Jak to możliwe, że mąż, wielki wojownik w świecie, w rywalizacji, na targowisku, przed żoną staje się tchórzem? Co się dzieje? Nie myśl, że mówię o innych, nie o tobie – każdy mąż jest pantoflarzem! Wydaje się to przesadnym stwierdzeniem, ale tak nie jest. Każdy mąż jest pantoflarzem z czystej konieczności. Przez cały dzień wykazuje się męstwem, w domu chce od tego odpocząć. Jeśli nawet tam nie odpocznie, gdzie znajdzie odprężenie? Dlatego wtedy, gdy przekracza próg domu, odkłada zbroję na bok.

Był sobie pogromca lwów, człek bardzo odważny. Zawsze bał się swej filigranowej żony. Ilekroć wracał późno, miał kłopoty. Spotkał się kiedyś z przyjaciółmi i zupełnie się zapomniał, wypił za dużo. Dopiero o północy przypomniał sobie, że ma żonę, dom. Tak późny powrót musiał skończyć się problemami. Gdzie się ukryć? Wszystkie lokale już zamknięte, nie mógł iść do żadnego hotelu, bo była to mała miejscowość, żona na pewno by go znalazła. Postanowił pójść do zoo, w którym pracował jako pogromca, by przenocować w klatce z sześcioma dużymi, dzikimi lwami. Wszedł do środka, oparł głowę o grzbiet jednego z nich i zasnął. Żona szukała go w całym mieście, ale na próżno, dlatego wczesnym rankiem pojawiła się w zoo. Mężczyzna spał, chrapał. Żona szturchnęła go parasolką: „Ty tchórzu, wyłaź stamtąd. Ja ci pokażę!”

Rzekł im Tomasz:

Jeśli wam powiem jedno ze słów, które mi powiedział, podniesiecie kamienie, aby rzucić we mnie…

Prawdę zawsze tak przyjmowano. Niełatwo jest głosić prawdę. Ci, którzy ją usłyszą, staną się wrogami, będą rzucać kamieniami. Oni nie są przeciwni tobie, próbują chronić siebie, swoje kłamstwa. Wtedy Tomasz mówi coś naprawdę pięknego: a ogień wyjdzie z kamieni, aby was spalić. Będziecie rzucać kamieniami we mnie, będziecie rzucać kamieniami w prawdę, ale z tych kamieni wyjdzie ogień, który was spali. Nie możesz spalić prawdy, nie możesz jej ukrzyżować. Ukrzyżowałeś Jezusa. Dlatego mówiłem, że gdy Żydzi ukrzyżowali Jezusa, nie ukrzyżowali jego, ale siebie. Od tamtej chwili płonie ogień. Żydzi uciekają przed tym ogniem, a on podąża za nimi. Możesz rzucać kamieniami, ale prawda nigdy nie zostanie zraniona. Jeśli będziesz rzucał kamieniami w prawdę, to ty doznasz ran, spłoniesz, ogień wyjdzie z twoich własnych kamieni. Taka jest cała historia Żydów, ogień trawi ich od dwudziestu wieków.


Witamy! Zachęcamy do dzielenia się swoimi przemyśleniami i opiniami. Prosimy o szacunek dla innych uczestników dyskusji.