Ewangelia Tomasza

Rzekł Jezus:

Niemożliwe by człowiek dosiadał dwu koni,by napinał dwa łuki,i niemożliwe,by sługa służył dwóm panom: jednego będzie szanował,drugiego krzywdził.

Każdy już dosiada dwu koni, każdy napina dwa łuki. Nie tylko dwa, wiele. Powstaje cierpienie i dlatego ogarnia cię niepokój. Niepokój świadczy o tym, że dosiadasz
dwu koni. W takiej sytuacji nigdy nie będziesz spokojny, bo konie próbują iść w różnych kierunkach i nie możesz ruszyć z miejsca.

Na jednym koniu ruch jest możliwy, możesz gdzieś dotrzeć. Dosiadając dwu, nic nie zrobisz, bo konie będą sobie zaprzeczać, nigdzie cię nie dowiozą. Niepokój wynika stąd, że nigdzie nie docierasz. To twoje cierpienie: życie wymyka ci się z rąk, czasu coraz mniej, zbliża się śmierć, a ty nigdzie nie docierasz. Przypominasz sadzawkę, która coraz bardziej wysycha. Nie istnieje żaden cel, żadne spełnienie. Dlaczego tak jest? Ponieważ próbujesz dokonać niemożliwego.

Spróbuj zrozumieć swój umysł, jego działanie, a zrozumiesz, co Jezus ma na myśli. Chcesz być wolny jak biedak, bo tylko biedak może być wolny, nie dźwiga żadnego ciężaru, nie ma czego chronić, nie możesz go okraść. Biedak nie odczuwa lęku. Niczego nie możesz mu zabrać, bo niczego nie ma i dzięki temu jest spokojny. Nikt nie jest jego wrogiem, ponieważ z nikim nie rywalizuje.

Chcesz być wolny jak biedak, żebrak, ale chcesz też być bezpieczny jak bogacz, król. Bogaty człowiek jest bezpieczny, chroniony, czuje się bardziej zakorzeniony. Zorganizował różne rzeczy, dzięki którym nie jest bezbronny. Zapewnił sobie większą ochronę przed śmiercią, nie zamordujesz go tak łatwo, chroni go pancerz. Jeśli starasz się być wolny jak żebrak i bezpieczny jak król, dosiadasz dwu koni, dlatego nigdzie nie dotrzesz.

Uczono cię, byś kochał całą ludzkość, byś dla każdego był bratem, byś kochał bliźniego swego, jak siebie samego. Równocześnie uczono cię, wychowywano i tresowano do tego, byś ze wszystkimi rywalizował. Gdy rywalizujesz, inny człowiek jest wrogiem, nie przyjacielem. Trzeba go pokonać, podbić, zniszczyć. Musisz być bezwzględny, aby ktoś nie zniszczył ciebie.

Jeśli rywalizujesz, całe społeczeństwo staje się wrogiem, nikt nie jest bliźnim, nikt nie jest bratem. Nie możesz kochać. Musisz nienawidzić, musisz być zazdrosny, gniewny. Musisz być stale gotowy do walki i zwycięstwa, a jest to trudna walka – jeśli masz wrażliwe serce, jesteś stracony.

Dlatego bądź silny, gwałtowny i agresywny. Zanim ktoś cię zaatakuje, atakuj pierwszy. Póki nie jest za późno, atakuj i wygraj. Jeśli tego nie zrobisz, przegrasz, bo miliony rywalizują o to samo.

Czy będąc w ciągłej rywalizacji, możesz kochać bliźniego? Niemożliwe! Nauczano cię obu tych rzeczy na raz. Mówiono ci, że uczciwość to najlepsza polityka, ale także, że biznes to biznes. Oba te podejścia dostałeś na raz. Dziecko jest nieświadome zasad rządzących światem, dlatego nie może odczuć tej sprzeczności.

Przyjrzyj się tak zwanemu religijnemu człowiekowi. Jest on w większym zamieszaniu niż człowiek ziemski, ponieważ doszły nowe konie. Człowiek żyjący na targowisku jest w mniejszym zamieszaniu. Może dosiada wielu koni, ale przynajmniej wszystkie należą do tego świata. Religijny człowiek także ma wiele koni, ale jedne należą to tego świata, a inne nie. Stworzył większy rozdźwięk, tamten świat, Bóg, królestwo Boga, a wciąż żyje w tym świecie. Pojawiło się w nim większe zamieszanie, większy konflikt. Jest rozdarty, rozbity na kawałki, utracił jedność – właśnie tym jest neuroza.


Pewnej nocy żona Mułły Nasruddina poczuła głód. Poszła do kuchni, ale znalazła tylko ciasteczko dla psa. Po chwili wahania spróbowała go i uznała, że smakuje, więc je zjadła. Posmakowało jej tak bardzo, że rano powiedziała Nasruddinowi, by kupił ich więcej.

Gdy Nasruddin robił zakupy, sprzedawca zapytał:

– Po co ci tyle tych ciastek? Przecież masz bardzo małego psa, nie potrzebujesz ich aż tyle.

– To nie dla psa, to dla mojej żony – odparł Nasruddin.

– Pamiętaj, to są ciastka tylko dla psów – rzekł sprzedawca. – Jeśli będzie jeść je twoja żona, umrze, bo są trujące.

Pół roku później żona Nasruddina umarła.

– Ostrzegałem, że te ciastka ją zabiją – rzekł sprzedawca, gdy Nasruddin mu o tym powiedział.

– To nie ciastka – odparł Nasruddin. – Wpadła pod samochód.

Chrześcijanie przegapili cały sens. Myślą, że Jezus każe wybrać, ale on nie może nakazywać wyboru. Ma na myśli bycie bez wybierania. Wybierając, wzmacniasz umysł wybierający. Nie chodzi o wybór. Wybierając, nie jesteś totalny, coś musisz odrzucić. Wybierając wiarę, musisz odrzucić wątpliwość. Co z nią się stanie? Nie jest czymś zewnętrznym, co można wyrzucić, jest w głębi ciebie. Możesz tylko zamknąć oczy, zepchnąć ją w nieświadomość. I tak będzie istnieć i zżerać twoja świadomość niczym robak. Wątpliwość nie zniknie i któregoś dnia wypłynie na powierzchnię. Co możesz zrobić? Jak ją porzucisz? A jeśli wybierzesz wątpliwość, co stanie się z twoją wiarą? Ona też jest częścią ciebie. Dlatego zdarzy się kompromis: staniesz się mieszaniną wielu rzeczy, które w jakiś sposób trzymają się razem. Nie będzie syntezą, ale kompromisem. Jezus ma na myśli coś przeciwnego, mówi: „Nie wybieraj.”

Spójrz na ostatnie słowa: jednego będzie szanował, a drugiego krzywdził. Jeśli wybierzesz jednego, będziesz go szanował, ale drugiego skrzywdzisz. Ta pokrzywdzona część ciebie dokona zemsty, stanie się buntownicza.

I tak się dzieje. Nauka opiera się na wątpieniu, nie pozwala ufać. Popatrz na naukowców? Gdy wyjdą poza laboratorium, są bardzo ufni, bardziej niż inni. Łatwo ich oszukasz, bo ich wątpiąca część działa tylko w laboratorium. W zewnętrznym świecie naukowcy są prostymi ludźmi, ale w laboratorium są bardzo sprytni i przebiegli.

Naukowców oszukasz bez problemu. Inaczej z ludźmi tak zwanymi religijnymi. W świątyni są w głębokiej ufności, a w codziennym życiu działają bardzo przebiegle. Przyjrzyj się tym ludziom. Poza świątynią nie zdołasz ich oszukać ani wykorzystać, ale w świątyni są bardzo prości, ponieważ tam wykorzystują tę ufną część siebie. W świecie działa ich część wątpiąca, są dobrymi biznesmenami, gromadzą bogactwo, wykorzystują cały świat.

Naukowiec nie może być dobrym biznesmenem czy politykiem. Jest to niemożliwe, bo jego wątpiąca część działa tylko w laboratorium, poza nim działa ufność. W domu naukowiec jest zupełnie innym człowiekiem niż podczas pracy. Na pewno znasz wiele historii o roztargnieniu naukowców. To jest prawda, tak się dzieje. Praca naukowca wymaga koncentracji, którą on zupełnie wyczerpuje, dlatego po wyjściu z laboratorium staje się rozkojarzony.

Pewnego razu Albert Einstein odwiedził znajomego. Zjedli kolację, plotkowali, ale nie rozmawiali wiele, bo Einstein nie był człowiekiem gadatliwym. Znajomy szybko poczuł znudzenie, poza tym zaczęło się ściemniać. Gdy wybiła jedenasta, pomyślał, że Einstein powinien już iść. Zwrócenie uwagi komuś tak wielkiemu byłoby nieuprzejme, dlatego cierpliwie czekał. Co jakiś czas próbował dać do zrozumienia, że ich spotkanie trwa zbyt długo. Mówił, że już jest ciemno, że zrobiło się późno. Einstein siedział dalej. Siedział i ziewał – chciał spać. Gdy zbliżała się północ, znajomy rzekł:

– Widzę, że jesteś śpiący, ziewasz.

– Tak, jestem śpiący – odparł Einstein.

– Czekam, aż wyjdziesz, bym wreszcie mógł położyć się do łóżka.

– Co takiego? – zdziwił się znajomy.
– Jesteś w moim domu!

– Przepraszam cię – Einstein natychmiast wstał. – Cały czas zastanawiałem się, kiedy to ty sobie pójdziesz.

Naukowiec zachowuje doskonałą przytomność umysłu w laboratorium, tam ta część zostaje wyczerpana. Poza laboratorium staje się zupełnie innym człowiekiem, zamienia się w przeciwieństwo.

Dlatego widać sprzeczność w życiu tak zwanych religijnych ludzi, jest to naturalne. Popatrz na modlących się w świątyni, na ich twarze. Wyglądają tak niewinnie, w oczach mają głębokie wzruszenie, łzy im płyną. Nie wyobrażasz sobie, jak ten sam człowiek wygląda na zewnątrz, jak zachowa się w sklepie, jak cię potraktuje, gdy się tam pojawisz. Ta uczuciowa, ufna część, zostaje wyczerpana w świątyni, meczecie, kościele. Gdy tak zwany religijny człowiek wraca do zwykłych spraw, jest od niej wolny. Staje się takim samym wątpiącym, jak naukowiec, staje się największym sceptykiem.

Żyjemy takim podwójnym życiem, to kompromis. Jezus nie mówi, żeby wybrać jedno przeciwko drugiemu. Jeśli to zrobisz, niewybrana część twojego istnienia poczuje się skrzywdzona i dokona zemsty. Przez to życie staje się bardzo trudne, prawie niemożliwe. Im bardziej próbujesz żyć z jedną częścią, tym bardziej ta druga krzyżuje wszystkie twoje plany, wciąż daje o sobie znać. Co więc robić?

Trzeba zrobić jedno – nie wybierać. Trzeba zrozumieć całą sprzeczność swego istnienia. Nie wybieraj. Nie próbuj porzucać jednego przeciwko drugiemu, bo jest to niemożliwe.

Moneta ma dwie strony, żadnej nie możesz porzucić. Jedna strona monety może ci się nie podobać, ale musisz zachować obie. Jeśli chcesz mieć jedną, musi pozostać też druga, bo tylko wtedy będziesz miał całą monetę. Jedyne, co możesz zrobić, to położyć monetę nielubianą stroną do dołu, by widzieć tę, która ci się podoba. To w taki sposób powstaje świadomość i nieświadomość.

Świadomość jest tą częścią, która ci się podoba, nieświadomość jest tą, która ci się nie podoba. Świadomość jest tym, co wybrałeś, nieświadomość jest tym, przeciwko czemu wybrałeś. Dwa kościoły – do jednego chodzisz, do drugiego nie. W kimś takim, jak Budda, świadomość i nieświadomość znikają, bo niczego nie wybrał i nie odrzucił. Odpada cała moneta, bo tylko cała może odpaść, nie pół.

Wątpliwość i wiara są dwoma aspektami tej samej monety, jak ciepło i zimno. Wyglądają na przeciwieństwa, ale stanowią całość. Są biegunami jednej całości, jak dodatnia i ujemna elektryczność, jak kobieta i mężczyzna. Nie możesz porzucić elektryczności ujemnej bez porzucania dodatniej, nie możesz zachować tylko jednego bieguna. Jeśli to zrobisz, podzielisz swoje istnienie. Porzucona, stłumiona część stanie się nieświadomością, część zaakceptowana stanie się świadomością. Świadomość i nieświadomość będą od tej pory stale ze sobą walczyć. Wciąż jednak będziesz dosiadał dwu koni. Jedynym sposobem jest porzucenie tego wszystkiego, ale tajemnica nie tkwi w samym porzuceniu, bo porzucenie również może być wyborem. To najbardziej złożona i subtelna sprawa. Możesz porzucić, wybierając porzucenie przeciwko nieporzucaniu – wtedy dwa konie wciąż będą obecne. Nie chodzi o samo porzucenie, chodzi o zrozumienie.

W Indiach Mahomet Ali Jinnah i Mahatma Gandhi stale walczyli ze sobą, ale gdy Gandhi został zamordowany, Jinnah podobno powiedział: „Poczułem wielki smutek, coś we mnie umarło.” Z kim teraz będzie walczył? Czyim będzie przeciwnikiem, przeciwko komu przyjmie wyzwanie? Jeśli nie ma wroga, ego odpada. Składasz się ze swoich wrogów i przyjaciół – jesteś sprzecznością.

W Indiach nazywamy sannyasinów swami. „Swami” oznacza „pan samego siebie”, ktoś, kto porzucił wybieranie, dzięki czemu nie ma żadnego pana. I nie jest to egoistyczne zrozumienie, jest to głębokie zrozumienie tego, że jeśli wybierasz między sprzecznościami, jesteś ofiarą, pozostajesz podzielony na sprzeczności. Sannyasin nie jest ani za tamtym światem, ani przeciw temu światu, nie jest ani „za”, ani „przeciw”. Sannyasin żyje bez przyjaciół i bez wrogów.


Pewien sannyasin stał w bezruchu na wzgórzu. W pobliżu pojawiły się trzy osoby, które wybrały się na poranny spacer. Gdy go ujrzały, zaczęły zastanawiać się, co robi.

– Znam tego mnicha – rzekła pierwsza. – Myślę, że rozgląda się za swoją krową, która czasem się gubi.

– Chyba nie – powiedziała druga. – Ten mnich stoi w bezruchu, nie rozgląda się. Jak ktoś czegoś szuka, nie zachowuje się w ten sposób. Myślę, że wybrał się na poranny spacer z jakimś przyjacielem, ale ten został w tyle, więc na niego czeka.

– Chyba nie masz racji – stwierdziła trzecia. – Jak ktoś na kogoś czeka, co jakiś czas spogląda za siebie, a on wciąż stoi w bezruchu. Myślę, że modli się albo medytuje.

Ponieważ opinie były tak podzielone, spacerujący uznali, że najlepiej będzie dowiedzieć się tego od samego sannyasina. Gdy dotarli na wzgórze, pierwsza osoba zapytała:

– Czy szukasz swojej krowy? Wiem, że czasem się gubi.

Mężczyzna otworzył oczy i rzekł:

– Niczego nie posiadam, więc niczego nie mogę zgubić. Nie szukam krowy ani czegokolwiek innego.

I zamknął oczy.

– A więc to ja muszę mieć rację – powiedziała druga osoba. – Czekasz na przyjaciela, który został w tyle.

Sannyasin otworzył oczy i odparł:

– Nie mam wrogów ani przyjaciół, więc jak mógłbym na kogoś czekać? Jestem sam, nikt nie pozostał w tyle, bo nikogo nie ma. Jestem sam, zupełnie sam.

Na końcu odezwała się trzecia osoba:

– Widocznie to ja mam rację, bo nie ma innej możliwości. Myślę, że się modlisz, medytujesz.

Mężczyzna zaśmiał się i rzekł:

– Twoje przypuszczenie jest najgłupsze, bo nie znam nikogo, do kogo mógłbym się modlić. Nie mam też niczego do osiągnięcia, więc jak mógłbym medytować?

– Co więc robisz?

– Po prostu stoję, niczego nie robię – odparł sannyasin.