Ewangelia Tomasza

Rzekł Jezus:

Królestwo podobne jest do pasterza posiadającego sto owiec. Jedna z nich, ta która była największa, zgubiła się. Pozostawił dziewięćdziesiąt dziewięć i szukał tej jednej, aż ją znalazł. Gdy zmęczył się, powiedział do owcy: „Wolę ciebie niż tych dziewięćdziesiąt dziewięć”.

To jeden z najbardziej zagadkowych problemów: co będzie z grzesznikami, tymi, którzy zbłądzili? Jaki związek jest między Bogiem i grzesznikiem? Czy grzesznik zostanie ukarany? Wszyscy kapłani uparcie twierdzą, że grzesznik pójdzie do piekła, spotka go kara. Ale czy Bóg może ukarać kogokolwiek? Czy nie ma dość współczucia? Jeśli Bóg nie potrafi wybaczyć, to kto wybaczy?

Społeczeństwo nie toleruje buntowników, bo zniszczyliby jego strukturę. Buntownik może mieć rację. Ateny nie tolerowały Sokratesa, nie dlatego, że się mylił – miał absolutną rację – nie mogły go tolerować, bo runęłaby struktura społeczeństwa, przestałoby istnieć. Ateny zniszczyły Sokratesa, by ocalić społeczeństwo.  

Jezusa nie ukrzyżowano dlatego, że mówił nieprawdę. Na tej ziemi nigdy nie wypowiedziano prawdziwszych słów. Ukrzyżowano go dlatego, że jego sposób mówienia i zachowania był niebezpieczny dla ustalonego porządku.

To jeden z najgłębszych problemów: jak Bóg zachowa się wobec grzesznika, kogoś, kto zbłądził? Czy potraktuje go życzliwie? Jeśli Bóg chce być sprawiedliwy, nie może mieć współczucia, sprawiedliwość nie może iść w parze ze współczuciem. Współczucie oznacza bezwarunkowe przebaczenie, które nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Na przykład… święty modli się przez całe życie, nie robi nic złego, boi się przekroczyć pewną granicę, żyje w stworzonym przez siebie więzieniu. Przez całe życie jest cnotliwy, nie pozwala sobie na cieszenie się zmysłami, trwa w wielkiej ascezie. Ktoś inny żyje pełnią życia, dogadza sobie, robi to, na co ma ochotę, zaspokaja potrzeby zmysłów, cieszy się wszystkim, co daje świat, popełnia wszelkie grzechy. Potem obaj stają przed Bogiem. Co się stanie? Jeśli święty nie zostanie nagrodzony, a grzesznik ukarany, będzie to bardzo niesprawiedliwe. Jeśli obu spotka nagroda, to też będzie niesprawiedliwe, bo święty pomyśli: „Wiodłem prawe życie, a nic za to nie dostałem.” Skoro grzesznik zostanie nagrodzony tak samo, to po co być świętym? Sens znika. W tej sytuacji Bóg może okazać się współczujący, ale nie będzie sprawiedliwy. Jeśli Bóg jest sprawiedliwy, wszystko staje się arytmetyką: grzesznika spotka kara, a świętego nagroda. Wtedy Bóg nie może mieć współczucia – sprawiedliwy człowiek musi być okrutny, inaczej nie można wymierzyć sprawiedliwości.

By zrozumieć Jego współczucie, musimy zacząć od grzesznika.

Absurdalne, nielogiczne, ale prawdziwe. Postaraj się to zrozumieć. Królestwo podobne jest do pasterza posiadającego sto owiec. Jedna z nich, ta która była największa, zgubiła się. Zawsze tak się dzieje, zawsze błądzi ten, kto jest najlepszy. Jeśli jesteś ojcem pięciorga dzieci, tylko najlepsze z nich będzie próbowało stawiać ci opór, sprzeciwiać się, tylko ono zamanifestuje siebie. Przeciętne dzieci zawsze będą ci ulegać, ale to nieprzeciętne będzie się buntować, ponieważ sam jego umysł jest buntowniczy. Inteligencja jest buntownicza, im bardziej inteligentny człowiek, tym bardziej buntowniczy. Ci, którzy się nie buntują, którzy zawsze mówią „tak”, są prawie martwi. Z takich dzieci możesz być zadowolony, jednak nie ma w nich życia. Nie słuchają cię dlatego, że cię kochają, lecz dlatego, że się boją, nie potrafią się sprzeciwić. słabe, bezsilne.

Kiedy grzesznik zostaje świętym, jego świętość ma wartość, ale gdy zwyczajny człowiek zostaje świętym z powodu słabości, jego świętość jest martwa, nie ma w niej życia. Możesz zostać świętym z powodu słabości, ale wtedy przegapisz. Dostąpisz tylko wtedy, gdy twoja świętość będzie wynikać z siły. Kto jest dobry dlatego, że nie potrafi być zły, tak naprawdę nie jest dobry. Kiedy nabierze siły, stanie się zły. Daj mu władzę, a natychmiast go zdemoralizuje. Zdarzyło się to tu, w Indiach. Gandhi miał bardzo wielu zwolenników. Ich dobroć wynikała ze słabości. Byli dobrzy, gdy nie mieli władzy, ale gdy do niej doszli, natychmiast ich zdemoralizowała. Czy władza może zdemoralizować silnego człowieka? Nie, on już jest potężny. Gdyby władza mogła go zdemoralizować, dawno by to się stało. Władza demoralizuje tylko wtedy, gdy jesteś słaby, gdy twoja dobroć wynika ze słabości. Lord Acton stwierdził, że „władza demoralizuje i to absolutnie”, ale moim zdaniem to stwierdzenie nie jest bezwzględne, kategoryczne. Władza demoralizuje wtedy, gdy dobroć wynika ze słabości. Jeśli twoja dobroć wynika z siły, nie zdoła zdemoralizować cię żadna władza, ponieważ już ją masz, znasz ją. Bardzo trudno stwierdzić, z czego wynika twoja dobroć. Jeśli nie jesteś złodziejem z lęku przed konsekwencjami, staniesz się nim w dniu, gdy będziesz miał pewność, że nikt cię nie złapie. Kto wstrzyma cię przed kradzieżą? Wstrzymywał cię tylko lęk. Nie zamordowałeś swego wroga, bo wiesz, że nie uszłoby ci to na sucho. Gdybyś miał pewność, że nigdy nie wyjdzie to na jaw i nie zostaniesz ukarany, zamordowałbyś go natychmiast.

Gdy coś masz, chcesz dawać. Pamiętaj, trzymasz się czegoś kurczowo tylko wtedy, gdy tak naprawdę tego nie masz, w przeciwnym razie potrafiłbyś dzielić się tym. Jeśli trzymasz się czegoś kurczowo, obawiasz się, że nie jesteś tego panem. Wiesz, że to do ciebie nie należy i wcześniej czy później zostanie ci odebrane. Właśnie dlatego nie potrafisz dawać. Kiedy ktoś daje miłość, świadczy to o tym, że ją ma, kiedy ktoś ofiarowuje całe swoje życie, to pokazuje, że jest żywy. Tylko w taki sposób można to rozpoznać. Z powodu słabości pojawia się wiele dobroci. Ta dobroć jest jednak pozorna, to fałszywa moneta, plastikowy kwiat. Drzewo zakwita tylko wtedy, gdy ma nadmiar energii. Kwiaty są luksusem, drzewo zakwita tylko wtedy, gdy może sobie na to pozwolić. Jeśli nie ma odpowiedniej ilości wody i pokarmu, jeśli gleba nie jest bogata, mogą pojawić się liście, ale kwiatów nie będzie.Błądzący zawsze są silniejsi od tych, którzy trzymają się ścieżki.

Zawsze błądzą tylko najlepsi. W domu wariatów uznasz, że najbardziej inteligentni ludzie dostają obłędu. Zobacz pierwszych 70 lat XX wieku: szaleństwo dotknęło ludzi najbardziej inteligentnych, nie tych przeciętnych. Friedrich Nietzsche, jeden z najbardziej inteligentnych ludzi świata, musiał oszaleć. Miał tyle energii, że nie zdołał jej utrzymać. Jego energia musiała zamienić się w powódź, nie była łagodnym strumieniem, nie mógł nią kierować, przypominała dziki ocean. Nietzsche oszalał, Niżyński także. W pierwszych 70 latach XX wieku tylko najlepsi oszaleli, przeciętni pozostali zdrowi. Wygląda to absurdalnie, mierni ludzie są zdrowi, geniuszy dotyka obłęd. Dlaczego mierny człowiek pozostaje zdrowy? Dlatego, że nie ma energii, by błądzić. Dziecko przysparza problemów, gdy ma nadmiar energii i stale musi coś robić. Tylko niemrawe dziecko wciąż stoi w kącie. Jeśli każesz mu powtarzać „Ram”, zrobi to, jeśli dasz mu różaniec, będzie go odmawiać. Dziecko naprawdę żywe odrzuci różaniec i powie, że to jest głupie, a ono chce się bawić, wspinać na drzewa i coś robić. Życie jest energią. Tylko niemrawy, anemiczny umysł nie zbłądzi, bo nie ma dość energii, by dotrzeć do tego krańca, do tej otchłani. Jednak to ci, którzy błądzą, stają się buddami – o ile zostaną odnalezieni. Gdyby Nietzsche wszedł w medytację, zostałby buddą. Miał wystarczająco dużo energii, by oszaleć, więc równie dobrze mógł dostąpić oświecenia. To jest ta sama energia, zmienia się tylko kierunek. Potencjalny budda oszaleje, jeśli nie zostanie buddą – bo dokąd popłynie jego energia? Jeśli nie potrafisz być twórczy, energia staje się niszcząca. W domach wariatów znajdziesz najbardziej inteligentnych ludzi, którzy oszaleli tylko z powodu swojej nieprzeciętności, tylko dlatego, że widzą więcej niż ty. A kiedy widzenie jest głębsze, iluzje znikają.

Całe życie jest tak zagadkowe, że przy głębszym widzeniu trudno utrzymać zdrowie psychiczne. Pozostajesz zdrowy, bo jesteś niemal ślepy. Psycholodzy mówią, że widzisz tylko 2% życia, nie dostrzegasz pozostałych 98%. Gdybyś zaczął je widzieć, nie zniósłbyś tego, zachorowałbyś, dostałbyś obłędu. Kilku psychologów, którzy dogłębnie studiują choroby psychiczne, na przykład R. D. Laing, natrafiło na pewne fakty. Ludzie dostający obłędu to ci najlepsi, ludzie popełniający zbrodnie są najbardziej buntowniczy. Mogą zostać wielkimi świętymi, więc nic dziwnego, że został nim Valmiki.

Valmiki był mordercą i rabusiem, żył z morderstw i grabieży. Jedno niespodziewane wydarzenie sprawiło, że dostąpił oświecenia. Kiedy na drodze pojawił się pewien oświecony człowiek, Valmiki chciał go złapać i okraść. Człowiek ten zapytał:

– Co zamierzasz zrobić?

– Okradnę cię ze wszystkiego, co masz – odparł Valmiki.

– Mam tylko coś bardzo wewnętrznego – powiedział oświecony.

– Jeśli potrafisz to ukraść, proszę bardzo, zrób to!

– Interesują mnie tylko zewnętrzne rzeczy – Valmiki nie zrozumiał.

– Ale one nie zdadzą się na zbyt wiele – odparł oświecony.

– Dlaczego to robisz, dlaczego kradniesz?

– Dla mojej rodziny – rzekł Valmiki. – Kradnę dla matki, żony i dzieci. Gdybym nie kradł, nie mieliby co jeść. Nic innego nie umiem.

Wtedy oświecony powiedział:

– Przywiąż mnie do drzewa, bym nie mógł uciec i idź do rodziny, by powiedzieć, że popełniasz dla niej grzech. Zapytaj swoich bliskich: ,,Czy jesteście gotowi dzielić ze mną karę, gdy w dniu sądu ostatecznego stanę przed Bogiem?”

Po raz pierwszy Valmiki zaczął myśleć.

– Chyba masz rację, powinienem to zrobić – przyznał.

Gdy poszedł i o to zapytał, żona odparła: „Dlaczego miałabym być ukarana razem z tobą? Nic nie zrobiłam. Jeśli coś robisz, ty jesteś za to odpowiedzialny.” Matka rzekła: „Dlaczego miałabym dzielić z tobą karę? Jestem twą matką, utrzymywanie mnie to twój obowiązek. Nie wiem, jak zdobywasz chleb, to twoja odpowiedzialność.”

Nikt nie był gotów na wspólne ponoszenie kary. Valmiki nawrócił się. Poszedł do oświeconego, padł do jego stóp i powiedział:

– Daj mi to wewnętrzne, nie interesuje mnie to zewnętrzne. Chcę być rabusiem wewnętrznego, bo zrozumiałem, że jestem sam. Urodziłem się w samotności i umrę w samotności. To ja ponoszę odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny, nikt nie może jej ze mną dzielić. Teraz muszę wejrzeć w siebie i dowiedzieć się, kim jestem. Dość, kończę z tym wszystkim.

Valmiki nawrócił się w ciągu sekundy.

Podobna historia przytrafiła się Buddzie. Pewien człowiek był obłąkanym mordercą. Przysięgł, że zabije tysiąc osób, ani jednej mniej, bo społeczeństwo źle go traktowało i tak postanowił się zemścić. Każdej zabitej osobie odcinał palec i dołączał do naszyjnika. Z tego powodu zwano go Angulimal, człowiek z naszyjnikiem z palców.

Gdy ludzie dowiadywali się, że jest w jakiejś okolicy, trzymali się z daleka, ukrywali się. Angulimal zabił 999 osób i potrzebował jeszcze jednej, ale znalezienie jej stało się bardzo trudne. Budda zamierzał pójść przez las. Ludzie z wiosek ostrzegali go:

– Nie rób tego, bo spotkasz Angulimala, szalonego mordercę!

Nie zastanawia się dwa razy, po prostu zabija. Nie pomyśli, że jesteś buddą. Możesz iść inną drogą, nie idź przez ten las!

– Jeśli ja nie pójdę, to kto? – odparł Budda. – Angulimal czeka na jeszcze jednego człowieka, więc muszę iść.

Morderca już prawie wypelnił swą przysięgę. Był człowiekiem energii, walczył w pojedynkę z całym społeczeństwem i zabił niemal tysiąc osób. Bali się go nawet królowie, rząd, generałowie, stróże prawa, nikt nic nie mógł zrobić. Ale Budda powiedział:

– On jest człowiekiem, potrzebuje mnie. Muszę zaryzykować. Albo on zabije mnie, albo ja jego.

Tak postępują buddowie, kładą na szali wszystko, ryzykują życiem. Budda poszedł. Nawet najbliżsi uczniowie, którzy chcieli zostać z nim do końca, zaczęli czaić się w tyle, bo sytuacja była groźna!

Gdy Budda dotarł na wzgórze, na którym przebywał Angulimal, był sam, wszyscy jego uczniowie uciekli. Angulimal spojrzał na niewinnego, pięknego człowieka wyglądającego jak dziecko. Nawet morderca odczuł wobec niego współczucie. Pomyślał: „Ten człowiek nie zdaje sobie sprawy, kim jestem, przecież nikt nie chodzi tą ścieżką.” Budda wyglądał tak niewinnie i pięknie, że Angulimal pomyślał: „Nie powinienem go zabijać. Pominę go, poszukam kogoś innego.”

– Uciekaj, nie rób ani kroku więcej – powiedział do Buddy. – Jestem Angulimal, to 999 palców. Potrzebuję jeszcze jednego. Nawet jeśli przyjdzie tu moja matka, zabiję ją, by spełnić swój zamiar! Nie zbliżaj się, jestem niebezpieczny! Nie wierzę w religię, nie obchodzi mnie, kim jesteś. Może jesteś mnichem, może wielkim świętym, nie dbam o to. Interesuje mnie tylko brakujący palec, a twój palec jest tak samo dobry, jak palec kogoś innego. Dlatego nie stawiaj już ani kroku, bo cię zabiję. Zatrzymaj się!

Budda nie posłuchał. Angulimal pomyślał: „Albo ten człowiek jest głuchy, albo szalony!”

– Stój! Nie ruszaj się! – krzyknął.

– Zatrzymałem się dawno temu, nie ruszam się – odparł Budda. – To ty wciąż jesteś w ruchu. Ja zatrzymałem się dawno temu. Mój ruch ustał, bo ustała motywacja. Jak może istnieć ruch, kiedy nie ma motywacji? Nie ma dla mnie celu, już go osiągnąłem, jak mógłbym być w ruchu? To ty jesteś w ruchu i powiadam ci: zatrzymaj się!

Angulimal, który siedział na skale, zaczął się śmiać.

– Jesteś naprawdę szalony! – powiedział. – Przecież siedzę, a ty mówisz, że się poruszam. To ty zbliżasz się do mnie, a mówisz, że się zatrzymałeś. Albo jesteś głupi, albo szalony, sam nie wiem, co z ciebie za człowiek!

Budda podszedł bliżej i rzekł: – Wiem, że potrzebujesz jeszcze jednego palca. Jeśli chodzi o to ciało, osiągnąłem swój cel, to ciało jest bezużyteczne. Gdy umrę, ludzie je spalą, nikomu na nic się nie przyda. Możesz je wykorzystać, dzięki temu wypełnisz swą przysięgę. Odetnij mój palec i zetnij mi głowę. Przyszedłem tu celowo, bo to ostatnia szansa, by jakoś wykorzystać moje ciało – potem ludzie je spalą.

– O czym ty mówisz? – zdziwił się Angulimal. – Myślałem, że jestem jedynym szaleńcem w okolicy. Nie próbuj być sprytny, bo jestem niebezpieczny, mogę cię zabić!

– Nim to zrobisz, spełnij ostatnie życzenie umierającego człowieka – rzekł Budda. – Odetnij gałąź tego drzewa.

Angulimal uderzył mieczem w drzewo i spadła duża gałąź.

– Jeszcze jedno powiedział Budda. – Teraz ponownie przytwierdź tę gałąź do drzewa.

– Teraz wiem, że jesteś obłąkany – odparł Angulimal. – Gałąź można odciąć, ale nie można przytwierdzić jej z powrotem.

Wtedy Budda zaśmiał się i rzekł:

– Jeśli potrafisz niszczyć, a nie potrafisz tworzyć, nie powinieneś niszczyć, bo niszczenie jest dobre dla dzieci, nie wymaga odwagi. Równie dobrze tę gałąź mogłoby odciąć dziecko, ale by ponownie złączyć ją z drzewem, potrzebny jest mistrz. Jeśli nie potrafisz zrobić nawet tego, jak możesz ścinać ludzkie głowy? Czy kiedykolwiek o tym pomyślałeś?

Angulimal zamknął oczy, padł do stóp Buddy i powiedział:

– Wprowadź mnie na ścieżkę!

Powiada się, że w jednej chwili dostąpił oświecenia.

Nazajutrz był już bhikkhu, żebrakiem Buddy. Poszedł do miasta, ale zastał opustoszałe ulice. Ludzie bardzo się bali: „Nawet jeśli Angulimal stał się żebrakiem, nie można mu wierzyć. Ten człowiek jest tak niebezpieczny!” Kiedy Angulimal przyszedł żebrać, nie spotkał nikogo, kto mógłby dać mu jedzenie, kto śmiałby zaryzykować? Ludzie, którzy spoglądali na miasto ze swoich tarasów, zaczęli rzucać w Angulimala kamieniami, ponieważ zabił tak wiele osób. Prawie każda rodzina była jego ofiarą.

Angulimal upadł na ulicę, całe jego ciało krwawiło, doznał wielu ran. Wtedy pojawił się Budda ze swoimi uczniami i rzekł:

– Spójrzcie! Angulimal, co się stało?

Angulimal otworzył oczy i powiedział:

– Tak bardzo jestem ci wdzięczny. Ludzie mogą zabić ciało, ale mnie nie mogą dotknąć. I właśnie to robiłem przez całe życie, nie zdając sobie sprawy z tego faktu.

– Angulimal dostąpił oświecenia – stwierdził Budda. – Stał się braminem, poznał Brahmę.


Sokrates mógł powiedzieć ,, nic nie wiem”. Wiedział wiele, ale uświadomił sobie, że cała wiedza jest bezużyteczna. Nie może to jednak przytrafić się komuś, kto nie żyje tak, jak Sokrates. Trzeba ćwiczyć swój intelekt, zdobyć wiedzę, osiągnąć skrystalizowane ego, taka jest pierwsza część życia. Kiedy posiadasz bogactwa, możesz się ich wyrzec. Ta różnica jest wielka.

Żebrak na ulicy i Budda na ulicy… obaj są żebrakami, ale jakość jest zupełnie inna. Budda jest żebrakiem z własnej woli, nie został do tego zmuszony. Budda jest żebrakiem, bo zasmakował bogactwa, żył pragnieniem i uznał to wszystko za daremne, bezużyteczne. Budda jest żebrakiem, bo królestwo tego świata zawiodło. Zebranie Buddy ma w sobie pewne bogactwo, żaden król nie może być tak bogaty, bo wciąż znajduje się w połowie drogi, a Budda dopełnił kręgu.

Żebrak, który nigdy nie był bogaty, też stoi na ulicy, ale jego żebranie jest tylko żebraniem, bo nie poznał smaku bogactwa. Jak ma wyrzec się pragnienia, którego nie zaspokoił? Jak ma powiedzieć, że palace są bezużyteczne? Nie zna ich. Jak ma stwierdzić, że piękne kobiety są niewiele warte? Nie poznał ich. Tylko doświadczenie daje klucz do wyrzeczenia. Bez doświadczenia możesz się tylko pocieszać. To robi wielu biednych ludzi, biednych pod różnymi względami.

Dlaczego Jezus mówi o pasterzu i owcach? Symbolika Jezusa jest znacząca, tłum miernych umysłów przypomina stado owiec. Przyjrzyj się zachowaniu owiec na drodze: jakby miały umysł zbiorowy, jakby nie były oddzielnymi istnieniami. Trzymają się bardzo blisko siebie, stłoczone, boją się iść osobno. Poruszają się w stadzie.

Nauczyciel zapytał chłopca, którego ojciec był pasterzem: – Jeśli masz dziesięć owiec i jedna z nich przeskoczy ogrodzenie, ile owiec pozostanie?

– Ani jedna – odpowiedział chłopiec.

– Co? – zdziwił się nauczyciel. – To zadanie do rozwiązania. Na podwórku było dziesięć owiec, jedna wyskoczyła, ile zostało?

– Może zna pan arytmetykę, ale ja znam owce – rzekł chłopiec. – Nie została ani jedna!

Społeczeństwo to tłum. Możesz bez problemu natychmiast przemienić je w wojsko. Hitler przemienił cały kraj w obóz wojskowy, Mao zrobił to samo ze swoim krajem. Społeczeństwo żyje dokładnie na granicy, wystarczy trochę dyscypliny i przemienisz je w obóz wojskowy. Nie ma w nim żadnej indywidualności, bo na indywidualność się nie pozwala, nie możesz być sobą. Społeczeństwo przypomina stado owiec, umysł owiec. Masz własną świadomość czy żyjesz jako część społeczeństwa, w którym się urodziłeś? Jesteś hindusem, mahometaninem, chrześcijaninem, sikhem, dżinistą – ale czy jesteś człowiekiem? Nie możesz powiedzieć, że jesteś człowiekiem, bo człowiek nie należy do żadnego społeczeństwa. Sokrates jest człowiekiem, Jezus i Nanak też, ale nie ty! Ty należysz do społeczeństwa, a człowiek nie należy do nikogo, stoi na własnych nogach. Właśnie o tym mówi Jezus: najlepsze owce gubią się, a wtedy pasterz…

Pozostawił dziewięćdziesiąt dziewięć i szukał tej jednej, aż ją znalazł.


Wciąż modlisz się do Boga, a on cię nie szuka, dlatego go przegapiasz. Stań się sobą, a Bóg zacznie cię szukać. Nie trzeba szukać Boga – jak miałbyś to zrobić? Nie znasz adresu, nie wiesz, gdzie jest jego dom. Znasz tylko puste słowa i teorie, a one nie pomogą.

Pewien ksiądz miał wygłosić kazanie w obcym mieście. Nie wiedział, jak dotrzeć do kościoła. Taksówki strajkowały, dlatego zapytał o drogę małego chłopca. Kiedy dziecko zaprowadziło księdza na miejsce, ten rzekł:

– Jestem ci bardzo wdzięczny za pomoc – nie tylko powiedziałeś mi, gdzie jest kościół, ale też przyszedłeś tutaj ze mną. Jeśli chcesz dowiedzieć się, gdzie mieszka Bóg, przyjdź dziś wieczorem posłuchać mojego kazania. Będę mówił o drodze do domu bożego.

Chłopiec zaśmiał się i odparł: – Nie zna ksiądz nawet drogi do kościoła, więc jak może ksiądz znać drogę do Boga? Nie przyjdę!

Żyjemy w tłumie, jesteśmy częścią tłumu. Nie potrafimy żyć w samotności, zawsze żyjemy z innymi, inni są koniecznością. Kim jesteś bez innych ludzi? Twoja tożsamość zostaje zatracona.

Problem polega na tym, że 99 owiec tworzy wszystkie religie, a prawdziwa religia przytrafia się tylko tej jednej owcy, która się zgubiła.

Odwagi! Opuść polanę, idź w dziki las, tam jest życie. Tylko wtedy wzrośniesz. Może będziesz cierpiał, bez tego nie ma wzrastania. Może zostaniesz ukrzyżowany, bez tego nie ma dojrzałości. Społeczeństwo może zemścić się w ten sposób, zaakceptuj to. Na pewno tak będzie, bo gdy zagubiona owca wróci, pozostałe 99 powie: ,,Grzesznik! Zgubił się, nie jest już częścią stada, nie należy do nas!”

Pozostałe owce nie uwierzą, że pasterz niesie tę jedną owcę – ponieważ zgubiła się i została odnaleziona.

Jezus mówi, że po powrocie do domu pasterz zaprosi przyjaciół, wyda ucztę, by radowali się razem z nim. Gdy grzesznik wchodzi do nieba, nastaje wielka radość, odnalazła się zagubiona owca.

Witamy! Zachęcamy do dzielenia się swoimi przemyśleniami i opiniami. Prosimy o szacunek dla innych uczestników dyskusji.