
Widzę … światło w tunelu jest jakby coraz bliżej. Nie cofnę się… pójdę dalej. „A jak umrzesz?” Głos w głowie nie daje spokoju. A jak umrę to i tak nikt nie zapłacze nad moim truchłem. „A jak umrzesz?” Znowu to samo nie chce mi się z Tobą gadać. Długi ten tunel. Mijam starca o tysiącu twarzy z wielkim psem zionącym ogniem. Kurwa boje się…
*****************************************
I zobaczyłem sąd ostateczny. Po wielkiej bitwie nieba i piekła. I wielki triumf Lucyfera prowadzącego na rzeź baranka. I zagrało tam siedm trąb przełamując siedem pieczęci… i zobaczyłem świątynię całą ze złota stojącą w płomieniach i cielca złotego stojącego nad krwawym Bogiem.
*****************************************
Światełko coraz bliżej majaczy. „A jak umrzesz?” Zamknij się wreszcie nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Czy umrę? Wyścig z Bogiem, ale czy zdążę? Czy dotrę tam przed Bogiem?
Ciemno tu… Światełko znika gdzieś w oddali. Dwie dziwki proponują wspólną zabawę za kilka groszy. „A jak umrzesz?” To pójdę do piekła szczęśliwy… odpierdol się w końcu. Mijam kilka zrozpaczonych dusz. Leżą tak w swych odchodach i nikt im nie może pomóc, tylko starzec o tysiącu imion przygląda się im z bliska szukając szczęścia w nieszczęściu.
Słabo mi … wnętrzności rozrywa mi piekielny ból. „Dusza smaży się w piekle” Nie będę z Tobą rozmawiał. Idź sobie … wypierdalaj. Tracę zmysły – nie widzę już światełka – oczy przyzwyczajają się do ciemności. Kim kurwa jesteś ?
Drżę ze strachu, ciało oblał pot. Zimno mi chociaż w tunelu panuje skwar – zimno. Dziki chichot bestii paraliżuje mą duszę. Kim wy kurwa jesteście, że wyrywacie ze mnie dusze żywcem? Kim?
„A jak umrzesz?” Nie zadawaj już mi tego pytania. Trochę się rozjaśniło. Tysiące dusz tańczyło w kościele z ludzkich kości. Usiadłem patrząc na te krzwe kocie ruchy.
Zasypiam … jestem zmęczony. „A jak umrzesz?” Nie umrę idę tylko na wycieczkę w stronę światła. Za chwilę wrócę tylko muszę teraz trochę odpocząć.
*****************************************
Śnię o Tobie najdroższa. Widzę Cię jak siedzisz obok mego łóżka zrozpaczona. Nie płacz już nie daleko … już za chwilę się zobaczymy. Będę cię nosił na rękach … będę cię kochał i tulił… A teraz wybacz muszę iść …
*****************************************
Otwieram oczy … nie widzę cię chociaż dopiero co tu siedziałaś tutaj obok mnie. Kochanie wybacz … nie pamiętam … wybacz mi proszę i nie płacz już uśmiechnij się tak bardzo kocham twój uśmiech tak bardzo go teraz potrzebuje… ale Ciebie nie ma tutaj znikłaś za mgłą …
… gdzie jestem? Kim jestem? Dlaczego … dlaczego to kurwa ja ?
Nie zawrócę. Chcę tam dotrzeć chcę cię mocno przytulić i powiedzieć jak bardzo Cię kocham jak bardzo tęsknię za każdą minutą z Tobą… Czas się zatrzymał w tym miejscu ale ja … ja zdążę przed Bogiem.
Światło widać już bardzo wyraźnie. A jeśli tam czeka śmierć? Już nie dotknę twojej twarzy. Nie powiem jak bardzo Cię kocham i tęsknię. Czy wybaczysz jeśli nie zawrócę? „Tam napewno umrzesz… zawróć” Nie umrę nie poddam się będę walczył … słyszysz kochanie będę walczył.
*****************************************
I wyrzekłem się Boga i całej jego świty … oddając pokłon bestii.
*****************************************
Trzymam coś w dłoni. Nie wiem – czy to miecz czy to kostur? „Zawróć póki pora” Nie zawracam. Pokonam Boga jego własną bronią … jeśli jeszcze Bóg istnieje.
A jeśli nie ma Boga … jeśli to wszystko to kłamstwo? A jeśli nie ma nic po śmierci a nasza dusza krąży pomiędzy kolejnymi istnieniami? A jeśli na końcu drogi jest nicość?
Nie mam czasu myśleć. Muszę walczyć dla Ciebie… Słyszę kroki mijających mnie dusz. Idą skupione w modlitwie trzymając w ręku brewiaż swego życia. Głupcy kurwa przecież niebieski wie to wszystko… a co jeśli nie wie? Jeśli to wszystko co nam wmawiają to bzdura?
Usiądę gdzieś w kącie tego labiryntu, odpocznę sobie trochę. Ale coś mnie ciągnie dalej. Idę chociaż ciało odmawia posłuszeństwa. Idę dla Ciebie …
*****************************************
I widziałem legiony przeciwko tysiącom… i pokłonił się Bóg szatanowi. Siedem trąb zagrzmiało wzywając jeźdźców apokalipsy.
*****************************************
Lękam się o Ciebie najdroższa. Coraz bardziej lękam. Złap mnie za rękę i poprowadź z tej ciemności. Wygrywam ten wyścig ale on … on coś planuje. Nie zatrzymam się już na odpoczynek chociaż oczy same się zamykają … może na chwilę przycupnę gdzieś w kącie …
Nie mam już kontroli nad swoim ciałem. Siadam. Oczy zamykają się same. Zasypiam …
*****************************************
Widzę Cię uśmiechniętą. Opowiadasz mi śmieszną historię. Moje ciało delikatnie porusza się na łóżku… wbiega kilku lekarzy. Odchodzisz … szczęśliwa chociaż łzy sam płyną ci z oczu. Czy wygrałem ten wyścig? Czy zdążyłem przed Bogiem?
*****************************************
… jakiś dziki krzyk zrywa mnie na równe nogi. „Nie idź tam, tam śmierć i pożoga. Umrzesz” Teraz to i ja wiem, że tam śmierć. Zawracam … wola walki jest silniejsza od ciekawości. A co jeśli … co jeśli Ty odejdziesz znikniesz gdzieś za wspomnieniami?
Nie boję się… już idę do Ciebie stokrotko. Za kilka chwil mocno cię przytulę … a teraz prowadź mnie za rękę z tej ciemnicy … prowadź jasnymi ścieżkami swego życia.
Już jestem coraz bliżej, tylko nie odchodź nie znikaj jak kiedyś… nie poddawaj się …
*****************************************
… otwieram oczy dławiąc się własną śliną. Na wpół przytomnym wzrokiem widzę Cię tuż obok … Jeszcze tylko chwila i wezmę Cię w ramiona i uciekniemy z tego bezdusznego świata… tylko Ty i ja. Łzy ciekną po policzkach … chcę powiedzieć jak bardzo Cię kocham ale nie mogę … wyciagcie tą rurkę … ja żyje …. ja zdążyłem przed Bogiem … uciekłem z rąk bestii.
