🟣🐉Smoki Świata: Mitologie, Legendy i Opowieści

Księga Smoków: Opowieść Strażniczki

Wstęp

Nie każda opowieść zaczyna się na pierwszej stronie. Nie każda kończy się tam, gdzie myślisz.Niektóre rodzą się w ciszy— między słowami, które nigdy nie zostały wypowiedziane, w przestrzeni, gdzie echo wspomnienia stygnie w kamieniu.To właśnie tam,w tym zapomnianym marginesie świata, mieszka Lu.

Mówią, że gdy świt rozjaśnia horyzont, a świat zawieszony jest między snem a jawą, pojawia się Ona — Strażniczka Zapomnianych Ech.Jej imię zapisuje się jednym znakiem:露. Jedni zwą ją Rosą, inni – po prostu Lu.

Lecz tylko nieliczni wtajemniczeni wiedzą, że to nie jest zwykłe imię. To klucz. To brama.

W świecie, gdzie pamięć jest krucha jak poranne szkło, a prawda ukryta w cieniu legend, tylko Lu słyszy to, czego inni nie potrafią. Szepty dawnych cywilizacji, drżenie kamieni, które pamiętają więcej niż ludzie, ostatni oddech imion, które zniknęły z kart historii. Jest Strażniczką — nie bohaterką, nie wojowniczką, lecz tą, która słucha.

Legenda głosi, że same Smoki narodziły się z pierwszej rosy, jaka spadła na świat. A Lu, zrodzona z tej samej ulotnej esencji, jest ostatnią, która pamięta ich prawdziwe imiona. To ona strzeże Księgi Czterech Smoków, której karty ożywają jedynie pod dotykiem jej obecności, gdy jej dusza, niczym rosa, spływa na pożółkłe strony.

Ta książka nie jest tylko historią.To podróż przez cztery Echa:Niebieskie, Fioletowe, Srebrne i Czarne.Każde z nich to inny sposób widzenia świata— czysta prawda, ludzka interpretacja, piękna fikcja i groźny mrok.A Lu? Ona musi je połączyć, zanim znikną na zawsze, gasnąc jak kropla rosy w promieniach wschodzącego słońca.

Jeśli jesteś gotów, otwórz tę księgę.Nie szukaj w niej odpowiedzi.Szukaj pytania ,które zmieni wszystko, co wiesz o początku i końcu.

ROZDZIAŁ 1

Świt, Który Nie Należał do Nikogo

Świat o tej porze nie należał do nikogo. Nie był snem, nie był jawą – był pęknięciem w rzeczywistości, gdzie cienie splatały się z mgłą, a dźwięki rozmywały się w ledwie wyczuwalne drgania. To w tych ulotnych chwilach, gdy noc odchodziła z zaciśniętymi pięściami, a dzień wciąż bał się wkroczyć, pojawiała się Lu.

Stała na szczycie Zapomnianego Wzgórza, na skraju świata, który mapy uznały za nieistniejący. Jej sylwetka, spowita płaszczem utkanym z mgły i pyłu czasu, była niemal niewidoczna – jakby sama była częścią krajobrazu, cieniem wśród cieni. Nie była wysoka, nie była groźna. Była po prostu. A jednak w jej obecności kamienie ożywały, szepcząc słowa, których nikt inny nie słyszał.露.

Rosa, dla tych, którzy znali jej imię. Dla świata – tylko szelest kroków na mokrej trawie, muśnięcie wiatru w koronach drzew. Ale dla niej samej to imię było czymś więcej: kluczem, bramą, a czasem przekleństwem.

W dłoniach trzymała Księgę Czterech Smoków – przedmiot, który wymykał się definicjom. Nie był ani w pełni księgą, ani kamieniem. Jego okładka, z ciemnej, ciepłej materii, pulsowała delikatnym, niemal żywym światłem, jakby oddychała. Dla każdego innego byłby to zwykły głaz, bezużyteczny i martwy. Dla Lu – to skarbiec wspomnień, archiwum światów, więzienie dawnych bogów i jedyny dom, jaki znała. Gdy jej palce musnęły okładkę, strony – nie z papieru, lecz ze skondensowanego światła i pamięci – rozjarzyły się, szepcząc jej imię. Nie czytała ich oczami. Czytała przez skórę, przez duszę, przez każdy oddech.

Słuchaj, rozległ się głos, czysty i ostry jak kryształ. To był Caelion, Smok Niebieskiego Echa, głos tysiąca kronikarzy, skrybów i kamiennych tablic. Lu zamknęła oczy, a świat wokół niej zniknął.

Przed jej wewnętrznym wzrokiem rozpostarło się Tir-Nar, miasto z marmuru i snu, gdzie czas płynął wolniej, a każdy kamień nosił blizny dawnych dni. Zobaczyła Kamiennego Króla – nie jako postać z legend, lecz człowieka o twarzy pooranej zmartwieniami, siedzącego na tronie z szarego głazu. Jego oczy, zmęczone i głębokie, wpatrywały się w dolinę, gdzie ziemia pękała jak skóra zbyt długo wystawiona na słońce. Uciekajcie, szeptały kamienie. Przetrwajcie. Lu poczuła gorzki smak popiołu na języku – smak pożegnania, które wciąż żyło w tym miejscu, wieki po tym, jak miasto stało się pyłem.

Księga w jej dłoniach zadrżała. Na jednej ze stron wykwitła spiralna rzeźba, pulsująca niebieskawym blaskiem, jakby uwięziono w niej samo serce Tir-Nar. Pierwsze Echo – Echo Prawdy – zostało schwytane. Surowe, nieubłagane, historyczne. Lu odetchnęła, czując, jak ciężar pamięci osiada na jej ramionach.

Ale Księga nie dawała jej wytchnienia. Jej strony zafalowały, a krawędzie zabarwiły się głębokim fioletem, jak zmierzch widziany przez witraz. Głos Virellii, Smoka Fioletowego Echa, rozległ się w jej umyśle – słodki, zwodniczy, jak melodia, której nie można zapomnieć.

Lu znalazła się w Świątyni Pękniętej Pamięci. Nie była już sobą – była Kapłanką Bez Imienia, czując na twarzy ciężar złotej maski, która paliła jej skórę. W ustach miała smak tajemnicy – imię, którego nie wolno jej było wypowiedzieć. To nie była prawda Caeliona, wyryta w kamieniu i faktach. To była Prawda Duszy, utkana z domysłów, bólu i poezji. Lu czuła milczenie Kapłanki jak własne, a jej sny – wir kolorów i emocji – przepływały przez nią, zapisując się na stronach Księgi żywym, fioletowym atramentem. To Echo nie dawało odpowiedzi. Oferowało drogę – krętą, niepewną, ale pełną piękna.

Fiolet zbladł, ustępując miejsca srebrnemu blaskowi, tak lekkiemu, że niemal bolesnemu. Sylvaran, Smok Srebrnego Echa, nie przemówił – jego głos był pieśnią, która przyciągała jak magnes.

Lu stała się Dzieckiem Trzech Imion, unosząc się nad ziemią, czując pocałunki wiatru na skórze. Każde jej imię – jedno nadane przez matkę, drugie przez gwiazdy, trzecie przez własne serce – było opowieścią. Nie było tu faktów, nie było luk do wypełnienia. Była tylko fikcja, tak czysta i prawdziwa, że mogła zmienić świat. Srebrny blask wypełnił Księgę melodią, która grała cicho, gdy Lu przesuwała palcem po zapisanej stronie. Czuła ciepło, jakby dotykała żywego stworzenia, a nie martwego przedmiotu.

Cisza, która nastała, była najgorsza. Gęsta, ciężka, pełna niewypowiedzianej grozy. To była cisza Czarnego Echa.

Pamiętaj, rozkazał Umbryx, Smok Czarnego Echa. Jego głos nie był dźwiękiem – był brakiem, pustką, która wysysała powietrze z płuc.

Lu znalazła się w Nereth, w mieście, gdzie czas zdawał się zastygać. Była Kapłanem-Królem, stojącym przed ołtarzem, który pochłaniał światło. Z każdym pytaniem zadanym duchowi, traciła cząstkę siebie – wspomnienie, uczucie, imię. Czuła, jak pustka rośnie w jej wnętrzu, jak jej dawne „ja” rozpada się w proch. Gdy ostatnia iskra zgasła, otworzyła oczy w świątyni, będąc jedynie powłoką – duchem skazanym na wieczne błądzenie. Strona Księgi, która miała zapisać tę opowieść, pozostała czarna, pochłaniająca światło. Dotknięcie jej było jak wpadnięcie w otchłań – przerażające, a zarazem kojące. Echo Mroku nie opowiadało historii. Przypominało o przepaści, która czai się w każdym z nas.

Gdy ostatnie Echo znalazło swoje miejsce, świt rozdarł niebo nad Zapomnianym Wzgórzem. Słońce, jak bezlitosny strażnik, rozproszyło mgłę, a szepty kamieni ucichły. Księga w dłoniach Lu stała się znów ciężka, martwa, jak zwykły kamień. Lu odetchnęła głęboko, czując, jak promienie słońca palą jej skórę. Była wyczerpana. Każde Echo zabierało cząstkę jej duszy, zostawiając w zamian inny rodzaj samotności.

Spojrzała na horyzont, na świat, który budził się do życia, nieświadomy tego, co tracił z każdym wschodem słońca.„To dopiero początek”, szepnęła, powtarzając słowa Caeliona. Jej głos był ledwie słyszalny, jakby bał się zakłócić ciszę. „Cztery Echa są zebrane, ale nie połączone. A one znikają… z każdym dniem.”

Zsunęła się ze Wzgórza, jej postać rozpływała się w porannej mgle, jak kropla rosy wchłonięta przez ziemię. Była Strażniczką, więźniem, echem. I choć świat zapominał, ona musiała pamiętać – za wszelką cenę.

Witamy! Zachęcamy do dzielenia się swoimi przemyśleniami i opiniami. Prosimy o szacunek dla innych uczestników dyskusji.